Strona:Klemens Junosza - Bohaterowie.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzielny to człowiek pan I. B. Ratafia; chociaż uskarża się na brak zdrowia, jest jednak niezmordowany; aczkolwiek żali się na złe czasy, ma pieniądze; pomimo, że marzy o odpoczynku i wycofaniu się z czynnego życia, rzuca się jednak w coraz nowy odmęt geszeftów i spekulacyj.
Taki już gorączkowy, nerwowy temperament, taka natura ruchliwa...
Jest to jegomość korpulentny, nizki, barczysty, o twarzy pełnej, jakby nalanej, pokrytej prawie całkiem płowym, krótkim szczotkowatym zarostem, z którego wychylają się tylko grube wargi, potężny nos, wielkie oczy pod silnie zarysowanemi brwiami i kawałek czoła.
Ubiera się do pewnego stopnia po europejsku, ale jest jeszcze pod tym względem w stanie przejściowym, to znaczy: że z długich butów, chałatu i jedwabnej czapki już wyszedł, ale do marynarki, a tem więcej do fraka jeszcze nie doszedł: wybrał drogę pośrednią i przywdział na się coś w rodzaju angielskiego surduta, krótszego niż kapota, dłuższego od żakiety.
Na głowie nosi melonik, czasami kapelusz cylindrowy wysoki, dawniejszego fasonu, kamizelkę jedwabną, na niej gruby łańcuch od zegarka; używa binokli w oprawie złoconej, na cienkim pozłacanym łańcuszku; w gorsie od koszuli ma spinki ze sztucznych brylantów, w krawacie szpilkę z kociem okiem wielkości laskowego orzecha. Mankietów używa rzadko kiedy, rękawiczek nigdy, może dla tego, żeby nie zasłaniały pierścieni na palcach. Z parasolem nie rozstaje się nawet podczas najpiękniejszej pogody, gdyż wtedy zasłania się nim od słońca, chroniąc tym sposobem od opalenia śniade swe z natury oblicze.
Kiedy w godzinach poobiednich siedzi w Saskim ogrodzie na ławce, ospały, apatyczny, nawpół drzemiący, z rękoma wspartemi na rączce parasola i brodą wspartą na ręku, lub kiedy przechadza się po alejach krokiem ociężałym, powolnym, ledwie wlokąc nogi — niktby nie pomyślał, że w tej bryle tłuszczu i mięsa mieści się taka masa ruchliwości i energii.
Tak to i Wezuwiusz, naprzykład; góra jak tysiące innych, niezgrabna, wielka, dymi leniwie, ale niechno przyjdzie moment wybuchu!... Tak i lokomotywa, oczekująca na stacji kolejo-

    Przedrukowując ten ustęp znakomitego ś. p. pisarza, przypominamy, że właśnie w Warszawie wychodzi zbiorowe wydanie jego dzieł, które znaleść powinne jak najliczniejszych czytelników.