Strona:Klemens Junosza - Artykuł pana Wojciecha.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I napisał korespondencyę długą i odrazu stał się znakomitością powiatową i zdawało mu się, że już zrównał poziom, na którym z panem Janem stanąć mu przyjdzie.
I sądził w prostocie ducha i szczerości serca swego, że teraz nic już do szczęścia jego nie braknie, jak tylko dwóch słów potwierdzających, z których jedno miało się przecisnąć przez szpakowate wąsy pana Jana, a drugie sfrunąć jak ptaszek z różanych usteczek Małgosi.
Tymczasem w panu Janie wzbudziła się zazdrość, a mur nieśmiałości oddzielającej zamiary pana Wojciecha od przedmiotu jego marzeń, stawał się coraz wyższym, wyższym, rósł jak koński ząb lub konopie i z Wierzbicy Suchej uczynił fortecę, bardziej niż Gibraltar nieprzystępną. I nie wiedział o tem nic ten męczennik i wyznawca czystej, idealnej miłości, że bóstwo jego śliczne, tyle wielbione i kochane tyle, wsiadło pewnego wieczoru do powozu z ciocią Krupiszewską razem, że owinęło się w salopkę, skryło różowy od zimna nosek za woalem gęstym i odwiezione zostało na kolej.
Nie wiedział o tem, że para potężna, dysząc i sapiąc, uniosła je do krewnych, nad piękne nadniemeńskie wybrzeża i że tam, potomkowie Kriwe-Kriwejtów dobijali się o względy tej Biruty uroczej.
I zkądże miał wiedzieć, kiedy od pół roku blizko noga jego nie postała w Wierzbicy, a relacyj żadnych ztamtąd nie miewał, boć po cóż miał miewać!... kochał ją i czekał, a to mu wystarczało zupełnie.
Prawdziwie zakochany człowiek podobnym jest do żyda.
Może czekać i czekać do nieskończoności: samo przekonanie o istnieniu uczucia jest dla niego procentem, przelotne spojrzenie korcem kartofli lub gęsią i niekiedy tylko bardzo delikatnie człowiek taki pyta sam siebie:
— Co będzie?
I znowu czeka.
Pan Wojciech nie czekał z założonemi rękami. Powodzenie pierwszej pracy zachęciło go i umocniło w tem przekonaniu, że każdy człowiek, chociażby w najciaśniejszym partykularzu osiadły, jeżeli tylko szczerze pragnie, może się przyczynić do dobra swych współbraci, i działania swego zakres rozszerzyć tak, aby sięgało ono nietylko po za własny jego płot, ale i poza płoty sąsiednie, jednem słowem aby rozrzuciło się na obszar ziemi ukochanej.
Boć wszyscy przecie kochać musimy tę poczciwą, czarną matkę naszą, która rokrocznie obdarza nas chlebem i wodą...
Zabrał się do pracy z zapałem, z gorącem przeświadczeniem o pożytku z tej pracy wynikającym, a zimowe miesiące przechodziły dla niego szybko, i niepostrzeżenie jedne za drugiemi mijały.