Strona:Klemens Junosza - Artykuł pana Wojciecha.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie nudnem, w gruncie rzeczy jednak jest ona czemś niesłychanie pożytecznem i oby ich było jak najwięcej.
To też nic dziwnego, że wszyscy trzej panowie siedzący w kancelaryi pana Jana, z wielkiem zajęciem odczytywali utwór zatytułowany: z naszych zakątków, a od czasu do czasu przerywali sobie wykrzyknikami.
— A to prawdę powiedział!
— To im wyrznął...
— Kochajcie się i nie dajcie się, powiada, niech go nie znam, krótko i węzłowato, ale dobrze.
— Jak on to opisał, mówił pan Roch, nie dajcie się! a no ma racyę, ma racyę.
— Ale któż to tak nas osmarował, bo to wyraźnie o nas mowa? zapytali chórem obydwaj sąsiedzi, spoglądając na pana Jana z wyrazem, który mówił niejako:
— I któżby to uczynił, jeżeli nie ty, o Salomonie powiatowy, mądrości naszej chwało!
Ale pan Jan milczał; nie był pewien czy pod artykułem jest podpis, czy sąsiedzi nie wiedzą istotnie o prawdziwym autorze...
Ba, gdyby mógł to wiedzieć, może i nie przyznałby się otwarcie do cudzej pracy, ale znaczącem milczeniem utwierdzałby wszystkich w tem przekonaniu, że nie kto inny lecz on mianowicie jest sprawcą tego wszystkiego.
Znałem w życiu starców chromających, chorych, którzy ledwie że ruszać się mogli, a pochlebiało im niewymownie gdy kto rzekł do nich:
— Oho, panowie jesteście niebezpieczni dla dam, bardzo niebezpieczni.
Znałem piwowara, co się nazywał Wagner, piwowarzysko to poczciwe było w siódmem niebie gdy go zapytywano:
— Czy to pan dobrodziej jest autorem i twórcą muzyki przyszłości?
Odpowiadał na to:
— Hm! thm! mój panie, czy pan sądzisz, że jeśli kto robi piwo, to już nie ma prawa znać się na muzyce?...
I kupił sobie poczciwy ten tłuścioch wspaniałe pianino i masę nut, ażeby każdy kto przestąpił progi jego domu, mógł pomyśleć:
— Ha, kto wie, może on nie jest tym samym, prawdziwym Wagnerem, ale zawsze... tyle nut... widocznie że kompozytor.
Jeżeli więc tamci panowie pragnęli być donżuanami, a zacny piwowar udawał kompozytora, to dla czegożby pan Jan miał odmawiać sobie tej przyjemności, żeby go posądzano o autorstwo?...
I w tej chwili dumał on właśnie nad tem, w jaki sposób możnaby najdyplomatyczniej ściągnąć na siebie to podejrzenie i dodać świeżą wiązkę promieni do otaczającego go blasku, gdy w tem jednocześnie prawie obaj goście zawołali:
— Panie Janie!
— Sąsiedzie!
— A co?