Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Owszem, bardzo dużo, nawet zrobiliście mi piękny podarunek.
— Ja tobie?!
— No, darowaliście mi cały świat... to jest bardzo przyjemnie...
— Śmiałbyś sobie żartować z moich słów! A może im nie wierzysz, może myślisz, że mówię nieprawdę?
— Wiem, że mówicie prawdę, i wierzę, tylko...
— Jakie tylko?... nie można wierzyć przez połowę... albo, albo...
— Ja was pragnę o coś zapytać.
— No, mów...
— Zdarzyło mi się widzieć kilka razy, jak przyjechał do miasteczka jakiś purec i kazał was zawołać; wyście wyszli z izby, staliście przed nim bez czapki i kłanialiście się bardzo nizko...
— Więc cóż?
— Czekajcie; zdarzyło mi się też widzieć, że nieboszczyk dziadek Migdał chylił swoją głowę także przed jakimś purecem. Wytłómaczcie mi teraz, jak to może być? Do nas należy świat, my jesteśmy ludzie nad wszystkich ludzi... dlaczego my się kłaniamy?...
— Ty, mój kochany, jesteś głupi. My się kłaniamy, bo tak trzeba, bo stąd jest zysk; ale