Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wszystko tu bardzo ładne; nie widziałem jeszcze nigdy tak pięknej trawy, takich drzew zielonych, takich śpiewających ptaszków. U nas tego niema...
— Owszem, i u nas jest to samo, tylko jeszcze piękniejsze.
— Ja nie wiem.
— Zmartwienie z tobą mam, ty nic nie rozumiesz. Powiadasz: piękna trawa, piękne drzewo, piękne ptaszki! Czy nigdy tego nie widziałeś? Czy nie pamiętasz, jak nieboszczyk dziadzio Migdał... oby miał wieczny spokój!... kupował całe fury siana na targu i robił z nich małe wiązeczki?
— Pamiętam.
— No, widzisz, to jest twoja piękna trawa. A zdarzało ci się zapewne widzieć furę drzewa na targu?... to jest twoje piękne drzewo. W zeszłym tygodniu matka twoja kupiła bardzo pięknego koguta, który też ładnie umiał śpiewać; sprzedała go nazajutrz aptekarzowej z dobrym zarobkiem... oto jest twój śpiewający ptaszek! To, co tu widzisz, wcale nie jest piękne i naprawdę ani takie, ani owakie nie jest; dopiero jak się znajdzie u nas, na rynku, ma swoje znaczenie i swoją wartość.
— Ten ptaszek, który teraz na gałęzi usiadł — rzekł Symcha, wskazując ręką ptaszynę, — nie jest podobny do koguta.