Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W sali było pełno ludzi, najwięcej starozakonnych; niektórzy przyszli z ciekawości, więcej jednak było takich, którzy przybiegli, aby dowiedzieć się o losie swoich krewnych, znajomych i przyjaciół. Przed domem sądowym, na ulicy, tłoczyła się taka masa ludzi, że nie można było się przecisnąć. Każdy człowiek jest ciekawy — lubi wiedzieć, co trzeba i czego nie trzeba.
Późno w nocy odprowadzono Symchę napowrót do więzienia, aby sobie odpoczął i wyspał się; ale sen uciekał od jego powiek, ciągle trapiły go przykre widziadła...
Na drugi, trzeci i czwarty dzień było to samo — ciągle świadkowie, to źli, to dobrzy, to tacy, których zeznanie nic nie znaczyło.
Przed domem sądowym, na ulicy, toczyły się ożywione dysputy — na temat: jak się sprawa skończy, co kogo czeka, który świadek wywiązał się dobrze ze swej roli, który zaś fuszerował i nieumiejętnością swoją psuł cały interes.
Wśród tej gromady ludzi uwijała się pani Symchowa i Imć pan Dawid Kaltkugel. Jej chodziło o męża, jemu znów o syna. Tylko z rodziny Gansfederów nie było nikogo, gdyż teściowa Symchy wraz z dziećmi opuściła do-