Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie; przyjechał jeden młody żydek.
— Znasz go?
— Nie, pierwszy raz tu był; przedtem nigdy go nie widziałem.
— I cóż on tu robił?
— Nie wiem; mówił coś do mamy, mama płakała; potem mama mu dała trochę pieniędzy, a on zaraz poszedł. Koń się został, a on poszedł.
— Piechotą?
— Piechotą poszedł... Młody żydek, bardzo prędko poszedł.
Wulf zamyślił się; jeszcze chwilkę posiedział na kamieniu, dopalił fajkę, a następnie obciągnął na sobie kapotę i wszedł do stancyi.
Pani Symchowa już nie płakała, ale gniew jej jeszcze nie przeszedł.
Wulf usiadł na ławce przy dużym stole i przez kwadrans siedział w milczeniu, czem zmusił uprzejmą gospodynią do odezwania się.
— Czegóż wy tu siedzicie? — zapytała.
— Czekam, aż złość z was wyjdzie, ponieważ mam interes do was i chciałbym się porządnie i spokojnie rozmówić.
— Mówcie. Czy ja wam bronię?
— Ja mówić mogę i potrzebuję... tylko, czy wy umiecie słuchać i porządnie odpowiadać,