Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słuchaj! — zawołał Gansfeder — czy nie byli przy węglach?!
— Tego nie wiem; może byli, może nie byli...
— Czy twój koń bardzo zmęczony? — zapytał żydka.
— Zmęczony; ale jak wypocznie, to pójdzie.
— Jedź zaraz do Bielicy, do Symchy, dasz mu karteczkę; konia zostawisz w Bielicy, a sam pojedziesz do smolarzy.
— Co mam u nich robić?
— Powiesz, że ja cię przysyłam. Będziesz niby u nich pracował przy rąbaniu szczap i paleniu smoły... w gruncie rzeczy masz pilnować lasu; a gdybyś zobaczył co podejrzanego, dasz mi znać zaraz. W lesie możesz siedzieć spokojnie, nikt cię nie zaczepi, a w razie wypadku łatwo się ukryć.
Tegoż jeszcze dnia w różne strony rozesłał Imć pan Gansfeder sześciu czy siedmiu gońców. Kilku pojechało na biedkach, kilku pieszo, a liczni agenci i wspólnicy zostali ostrzeżeni, żeby się mieli na baczności.
Sam Gansfeder wyjechał dopiero w nocy, gdy całe miasteczko pogrążone już było w śnie głębokim. Ani w jednem oknie nie płonęło światło, ani jeden człowiek nie znajdował się