Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Już Symcha w Bielicy cały rok przemieszkał, już się i syna doczekał, gdy jednego razu w porze wieczornej ojciec go odwiedził.
Przyjechał naumyślnie z Trzmiela wynajętą furmanką — i ledwie tylko zsiadł z woza, zaraz syna na osobną rozmowę wyprowadził.
Twarz Imć pana Dawida wyrażała niepokój.
— Słuchaj-no, Symcha — rzekł, — u nas w Trzmielu był bardzo brzydki wypadek.
— Cóż takiego?
— Pożar, wielki ogień, o mało cała wieś nie poszła z dymem.
— Cóż się tam spaliło?
— Cała siedziba chłopa Muchy.
Symcha uśmiechnął się złośliwie.
— Tego gałgana, co to, jeżeli pamiętacie, wybił mnie paskiem? Bardzo dobrze, bardzo dobrze, że ogień na niego przyszedł. Niech taki łajdak zginie!
— Symcha, to nie jest dobrze.
— Dla Muchy niedobrze, dla mnie doskonale... ja się bardzo cieszę.
— A ja ci mówię, że niedobrze i dla ciebie.
— Z jakiej przyczyny?
— Komisya była, śledztwo było... ludzie widzieli, że jeden z synów Nechemiasza kręcił