Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w chwilach wolnych. Nie zapomniał atoli i o tem, że złe duchy mogą mu psotę wyrządzić — i, zabrawszy się do roboty wespół z zięciem, poowieszał wszystkie drzwi, okna i ściany swej stancyi karteluszami, na których misternie wypisane były najstraszniejsze i najpotężniejsze zaklęcia; — co uczyniwszy, zapalił fajkę i czuł się tak bezpiecznym, jakby wśród murów warownej twierdzy, niedostępnej i niezdobytej.
Toż samo uczynił zięć — i tak siedzieli obaj, zatopieni w myślach, milczący, otoczeni obłokiem sinawego dymu, co się rozwłóczył po stancyi, jak mgła ciężka, gdy jesiennym rankiem nad łąkami się wlecze.
Nie zważali na zwykłą krzątaninę niewiast, na ich drobne a zawzięte kłótnie, na wrzask dzieci, bijących się o skórkę chleba. Podnioślejszemi zajęci myślami, byli niby głusi i ślepi na pospolite i marne codziennego żywota sprawy.
Straszna i pamiętna była noc z dwunastego na trzynasty czerwca onego roku. Po dniu zupełnie jasnym i pogodnym, skoro tylko słońce zaszło, zaczęły się gromadzić chmury czarne i złowrogie. Niby goniec wielkich i potężnych wiatrów, przyleciał mały wietrzyk, psotnik krotochwilny, uwijał się po uliczkach,