Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tu niema co robić — odrzekł syn: — my sobie tylko przeszkadzamy.
— Kto ci przeszkadza?
— Ojciec, matka, bracia, Mendel, Mendlowa, ich dzieci... to jest niedobrze. Ja chciałbym być w takiem miejscu, gdzie nikt przeszkadzać nie będzie.
— Trudno to takie miejsce znaleźć.
— Ja już upatrzyłem.
— Gdzie?
— Na co ja mam o tem opowiadać?
— Przecież ja cię nie zdradzę, ani nie ubiegnę.
— Skoro ojciec tak mówi, to się przyznam. Jest stąd o trzy mile wieś porządna, Bielica.
— Znam bardzo dobrze.
— Tam była dawniej karczma. Budynek jeszcze jest, wprawdzie rozwalony nawpół, ale go można naprawić. Ja mam wielką ochotę na tę karczmę. Ja dobrze się przypatrzyłem różnym interesom i widzę, że karczma najlepszy. Ojciec wspominał, że mnie czas ożenić... niech mnie ojciec ożeni, ja tę karczmę wezmę.
— Głupstwo mówisz... Choćbyś się nawet ożenił, to będziesz siedział trzy lata u rodziców żony, trzy lata u nas, a potem dopiero...