Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To „dymam“ nie było klasyczne, ale malowało rzecz dobrze. Pan Michał bowiem sapał, jak miech w kuźni.
— Wyobraź pan sobie — mówił — co za psie zdarzenie! Koń szelma mi uciekł i ja oto pięć wiorst macham na piechotę.
— O! i dlaczegóż uciekł?
— Bo mu się sprzykrzyło stać. Byłem przy robocie pod lasem, przywiązałem konia do krzaczka, a sam pilnowałem ludzi. Tymczasem bąki i muchy ćwiczyły go potężnie. Szarpał łbem, szarpał, aż odłamał gałązkę, do której był przywiązany; zadarł, panie dobrodzieju, ogona i jak huncwot bryknął do domu, to się za nim tylko zakurzyło. Widzisz pan, jaki psi los.
— W istocie położenie niemiłe.
— Co to niemiłe! głupie położenie, paskudne, ale niech je tam! Przecie konia sądu nie pozwę.