Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten przykład, sołtys nasz, miał dziś rozum i wolną wolę i oto parę garncy postawił...
— To i ja wam, moje chłopcy, postawię.
— Ha wiadoma rzecz, jak wybór ma być, to kuzdy wójt do fundy skory, zauważył sołtys.
— Wójt, jak wójt, — ale jenszy, co nawet wcale na wójta niepodobny, to też je przed wyborem okropnie wyrywny do fundów.
— Oj, moje kochane ludzie, po co sobie przymawiać, czy przed wyborem, czy po wyborze, aby buło co postawić, to trzeba stawiać i trzeba pić. To jest gospodarski interes.
— Czegóż wy Józefie na mnie krzywi? — zapytał Sokół sołtysa.
— A co ja mam krzywy dla was być? ni wy mnie zły, ni dobry, co mnie tam! Ja gospodarstwo mam, pieniądze mam, jestem se gospodarz obsiedziały. Co mnie do was?
— Kiej tak, to wypijcie ze mną!
— Mam dość...
— Józefie... cóżeście się tak zawzieni?
— Mam dość i tylo — niczyjego poczęstunku ja nie żądny.
— Ja wam co powiem, panie wójcie, rzekł Mendel, Józef bez to markotny jest, że sam wójtem chce być na wasze miejsce.
— Ja nie chcę, jeno że mnie ludzie gwałtem ciągną.
— Ha, cóż, odezwał się wójt, jak was ciągną, to bądźcie wójtem, pokosztujcie i wy tego smaku... A, któż to was ciągnie, mój Józefie?
— Dyć ludzie!
— Jakie ludzie?
— O! zara jakie! — wiadomo jakie ludzie, z ręcami, nogami, z głowami!
— Z głowami to ja nie dużo widziałem, odezwał się Mendel półgłosem.