Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj biedne moje bydlątko! moje bydlątko kochane! od cielęcia odchowane! zawodziła baba na cały głos, ale Łomignat jako mąż duchem silny i niepoddający się smutkowi, machnął ręką i rzekł:
— Ot, przy boskiej pomocy dochowamy się jeszcze.. Nie płacz jagodo, ja do dnia wstanę i krówsko poprowadzę na piechtę, a ty se z chłopakiem furą jedź.
— A juści, pojadę, pojadę, gęsi parę sprzedam i prosię, to przynajmniej na sól parę groszy będzie.
Na drugi dzień, skoro tylko świt, ruch wielki we wsi się zrobił, bo na jarmark każdy chętnie spieszy. Ma się rozumieć że spieszy, bo tam wszystko jest i każdej rzeczy dostać można, a przytem zobaczyć się z kumami, swojakami, znajomymi z całej okolicy.
Z Biednowoli prawie cała wieś pojechała, i to nietylko chłopi ale i inteligencya także.
Państwo Imbierzyńscy wynajętą furmanką, Kobzikowski z panią Domicelą na własnej bryczce, bo stójkę w gminie utrzymywał, a że owsa, niesiejąc wprawdzie, dużo zbierał, więc też koniki aż świeciły się, takie były wypasione i tłuste.
Pani Imbierzyńska nieraz odzywała się z przekąsem o tych koniach i właścicielce ich, ale to też była dla zbolałego serca jedyna ulga gdy mogło szyderstwem wybuchnąć.
Kaczora zabrał na swoją furmankę wójt Sokół, chłopi bądź pojechali, bądź powlekli się pieszo, tak, że we wsi mało kto pozostał.
Onufry w odświętnej kapocie i w wielkiej czapce rogatej poszedł pieszo, opowiedziawszy się wprzód proboszczowi, że ma bardzo dużo interesów do załatwienia i że dla oszczędności kosztów puszcza się per depes apostolorum.
— Chyba per pedes — rzekł ksiądz.
— Nie, proszę dobrodzieja — odrzekł z całą stanowczością —