Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— „Z brzega“ była sprawa o obelgi. Pan Imbierzyński odczytał skargę tak szybko, że jej nikt nie mógł zrozumieć i zaraz dwie kobiety przecisnęły się przez tłum do samych kratek.
Obie naraz zaczęły mówić, płakać i powtarzać obelgi, będące przedmiotem sprawy.
W audytoryum zaczęło się robić wesoło.
Dmuchała energicznie uderzył pięścią w stół.
— Cichać — rzekł — bo będzie kara! Która się krzywduje? Michałowa?
— Ajuści — rzekła z płaczem zapytana — nie mam się krzywdować, na takie pomstowanie, na takie przeklony, na takie gęby rozpuszczenie!
— Albo ty sama nie rozpuściłaś jeszcze gorzej?
— Ludzie słyszeli...
— Uciekali ludzie, bo nikt nie chciał słuchać takich...
— Cichajta obie — odezwał się Dmuchała. Nie gadać nic, jeno stoić i słuchać o co się sąd będzie pytał. Michałowa, jakiem słowem Pawłowa was skrzywdziła?
— Juści paskudnem słowem, dopraszam się łaski prześwietnego sądu.
— Paskudnych słów siła jest na świecie, ale powiedzcie jakiem?
— A czy ja mogę spamiętać? I czy nawet mogę powtórzyć takie pomsty!
— Trzeba powtórzyć, bo na to je sąd.
— Chorobami, prześwietny sądzie, kolkami, prześwietny sądzie, dyabłami, prześwietny sądzie, nagłą śmiercią...
— Łże, prześwietny sądzie, nagłą śmiercią ona sama pomstowała, świadki słyszały...
— Cicho Pawłowa, czekać, i was się zapytają. A wy Michałowa powiedzcie czem was jeszcze wyzywała?