Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chany panie, te sądy psu na budę się nie zdadzą, dopóki nie zostaną z gruntu zreformowane.
— W czem mianowicie?
— A no, sędzia i ławnicy, jako obywatele, powinni pełnić obowiązki honorowo, sekretarz zaś, powinien mieć przynajmniej półtora tysiąca rubli pensyi i dwóch kancelistów do pomocy; wtedy dopiero wymiar sprawiedliwości szedłby, jak się należy.
Pedagog chciał odpowiedzieć, lecz przerwano mu. Jakiś chłop uchylił drzwi i rzekł:
— Ławnik prosą, zeby pan pisorz zara przysedł do kancelaryi, bo już czas.
— Dobrze, dobrze, powiedz że zaraz... Oto widzisz, panie profesorze, przypatrz się: ławnik woła. Któż jest ten ławnik? Pan Dmuchała, chłop, kolonista! Sam pewnie już zćwiczył miskę barszczu i ze dwa garnce kartofli, a mnie nie da zjeść uczciwie. Takie są chłopskie rządy!
— Jednak Dmuchała, jest niezły człowiek, — rzekł pan profesor.
— Niech go licho porwie. Chodźmy panie.
To rzekłszy, pobiegł do kancelaryi.
Wnętrze biednowolskiego sądu odznaczało się niesłychaną prostotą. Sala sesyonalna, oddzielona od publiczności drewnianą, czarno bejcowaną balustradą, była niska i duszna, obok niej znajdowała się izdebka, w której członkowie sądu odbywali narady.
Sala świadków, z powodu braku miejsca, znajdowała się w kuchni pana pisarza.
Maciej, stróż sądowy, głębokim basem zawołał:
— Cichojta! nie pyskować, pókim dobry!
Był to znak, że posiedzenie zara się rozpocznie.
Potężny głos Macieja zrobił swoje.
Publiczność w audytoryum zebrana uciszyła się nieco, słychać było tylko przytłumione szepty stron, westchnienia oskar-