Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Róże, naprzykład...
— Koło których motyle zawsze się kręcą... Ach panie, panie! i pan od tej motylkowatości wolny nie jesteś...
— Ja?!
— Tak, tak... pan — a przecież profesor!
— Ściśle biorąc...
— Prawda, bierzesz się pan bardzo ściśle — za bardzo.
Pedagog zaczynał tracić równowagę.
— Proszę pani — rzekł — to jest, iż tak powiem, posądzenie, które, jeżeli mam prawdę powiedzieć, nie da się usprawiedliwić...
— Nie jestem pańskim sędzią, żebym aż usprawiedliwień żądała, a z resztą nie mam do tego żadnego prawa; jeżeli co mówię, to tylko przez życzliwość, ażeby ostrzedz pana od zgubnych i zdradliwych sieci, które...
— Dalibóg...
— Nie przysięgaj pan, ja was znam, znam was mężczyzn, wszyscyście jednakowi.
— Właściwie, proszę pani, to jest, jeżeli tak się wyrazić wolno...
Nie dokończył, gdyż przerwał mu pan sekretarz, który w tej chwili wszedł do pokoju.
— Dobrze że pan jesteś, panie Filipie — rzekł wchodząc — mam tyle roboty, że witam pana jak zbawcę.
— Owszem... właściwie, w ogóle w porze letniej mam czas.
— To bardzo dobrze. Dziś mamy trzydzieści dwie sprawy!
— Trzydzieści i dwie! proszę! W ogóle duch zgody nie ożywia tutejszej ludności, a wpajam, to jest, ściśle biorąc, staram się wpajać.
— Niech ich dyabli porwą!
— Wyrażenie nieco za ostre... powiedziałbym nawet, że... za śmiałe.