Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cic zgodzili się, żeby pan Mirkowicz ten interes rozsądził. On rozsądził! Ha! ha! ja byłem przy tym sądzie, ja mam jeszcze smak w gębie od tej sprawiedliwości!
— Strony były zadowolone z wyroku?
— Jedno słowo powiem: żaden rabin nie mógłby lepiej osądzić!
— Pan Mirkowicz dawno już mieszka w Białowodach?
— Nie bardzo, całkiem może dziesięć lat, może dwanaście...
— Familijny jest?
— Ma żonę i córeczkę też ma. Piękna panna, powiadają, że z wielkiem edukacyem. Więcej dzieci to on niema, tylko tę jedn ęcóreczkę, nazywają ją panna Wanda.
— Czy Jojna często bywa w Białowodach?
— Jak wypadnie, nie często, ale czasem przytrafia się interes, to jestem.
— No, mój Jojno — rzekła ciotka — bardzo dobrze zrobiłeś, żeś do nas przyjechał, dowiedzieliśmy się od ciebie różnych ciekawych rzeczy.
— No, Bogu dziękować, jestem sobie żydek, a od tego żydki są, żeby różne ciekawe rzeczy opowiadali. Jak tu nie powiedzieć takim państwu, a najbardziej wielmożnej pani, co pamięta jeszcze mojego ojca!
— Ja myślę, że to już zgrzybiały starzec, ile on lat mieć może, bo za mojej pamięci już był siwy jak gołąb.