Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A gdzież mój syn?
— Nie zastałem w domu.
— Wyjechał? Czy nie wiesz dokąd?
— Nikt nie wie, jaśnie panie. Pytałem ludzi. Powiedzieli, że koło południa panicz na konia siadł i pojechał, dokąd? nikomu nie powiedział, bo i nigdy nie mówi dokąd wyjeżdża.
— Kiedyż spodziewają go się z powrotem?
— W nocy chyba. Michałowa mówiła mi, że jeżeli kiedy w święto jeździ, to zawsze późno, nieraz po północy wraca.
— Odjedź do stajni i wyprzęgnij konie, a powiedz któremu fornalowi, żeby wybrał się w drogę wierzchem...
— Daleko?
— Cóż ci do tego?
— Żeby wiedział jak się ma wybrać, jaśnie panie.
— Pojedzie z listem na Majdan...
Pan Sylwester powrócił do kancelaryi, usiadł przy biurku, wziął arkusik papieru, nakreślił parę wyrazów i włożył w kopertę. Po chwili fornal pędził w stronę lasu co koń wyskoczy.
Janio nie domyślał się nawet, że ojciec potrzebować go może. Zapomniał o Piotrowicach, o Majdanie, o całym świecie. Wizyta w Zawadkach, widok panny Jadwigi, rozmowa z nią, jej uśmiech, były jedyną radością w jego życiu. Rzadko sobie na tę rozkosz pozwalał...
Po obiedzie wszyscy wyszli do ogrodu, a potem w pole, obiecujące zboża oglądać. Anielcia kwiatki rwała, Florka z ojcem mówiła o Ludwisiu, Janio przy pannie Jadwidze