Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu bardzo, żeby wiadomość o tem, co uczynił, nie doszła do Piotrowic.
Rzeczywiście Ludwik dotrzymał słowa i nie zdradził sekretu aż do świąt wielkanocnych. W tym czasie przyjechał na parę dni do Zawadek i w wielkiej tajemnicy opowiedział całą rzecz ojcu, który zresztą od samego początku domyślał się prawdy; ojciec również w tajemnicy zakomunikował wiadomość matce, a matka pod najściślejszym sekretem córkom. Jakiemi drogami wieść szła dalej, niewiadomo, dość że szła, a że wieści dochodzą wszędzie, a tam gdzie niepotrzeba najprędzej, więc trafiła i do Piotrowic.
Ktoś szepnął słówko i p. Sylwestrowi. Ten swoim zwyczajem brwi zmarszczył, zamyślił się i wziął syna jeszcze pod ściślejszą obserwacyę niż dotąd.
Kazał sobie donosić, co Janio robi, jak czas przepędza, dokąd jeździ, na co pieniądze wydaje? Odpowiedzi otrzymywał bardzo zadawalniające. Donoszono mu jednozgodnie, że żyje nadzwyczaj skromnie, pieniędzy, oprócz na potrzeby gospodarstwa, nie wydaje wcale, a wyjeżdża bardzo rzadko. Gdzie? niewiadomo, bo człowieka z sobą nie bierze.
Trafia się to co kilka tygodni, zwykle w święto. Koło południa siada na koń i puszcza się z miejsca kłusem. Czasem odjedzie gościńcem, czasem przez łąkę, przez las, jak mu humor przyjdzie, i nigdy niemożna zmiarkować, w którą stronę jedzie. Wraca z takich wycieczek późno, nieraz dobrze po północy, koń jest zazwyczaj zmachany okrutnie, pianą pokryty i bokami robi. Na drugi dzień, jakby nigdy nic, ledwie świt, panicz już na nogach.