Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nych, do ludzi. On nie mógł się zamknąć w tem kółeczku ciasnem, w jakiem się kręcił p. Sylwester, do wewnętrznego zadowolenia nie wystarczało mu ślicznie wyprodukowane zboże, ani świetna wydajność okowity. Nie lekceważył materyalnej strony życia, ale na żaden sposób uznać nie chciał, żeby po za nią już nic do zrobienia nie było. W długich dysputach prowadzonych o głodzie na poddaszu, Janio inny program życia sobie ułożył. Wizyta w Zawadkach wywarła także swój wpływ. We wrażliwej duszy chłopca, jak promień światła w wodzie, odbił się obraz uroczej Jadwini, czarne jej oczy ścigały go wszędzie, tęsknił do nich. I z tą tęsknotą swoją nie zwierzył się nikomu, nawet siostrze.
Wzdychał do niezależności, pragnął mieć jaknajprędzej rozwiązane rące, zacząć żyć samodzielnie. Rozumiał, że do tej samodzielności prowadzi jedna tylko droga: ślepe wykonywanie poleceń ojca, możliwie najszybsze odbycie praktyki. Wiedział doskonale, że za rok, czy za półtora ojciec odda mu w dzierżawę Majdan, a wtedy będzie już upragniona niezależność. O majątek wielki nie dbał, ufał w swe siły, wiedział, że gdy dostanie w ręce szmat urodzajnej ziemi, to wypracuje na nim chleb dla siebie, a choćby i dla drugich, i dla tego aby tę ziemię osiągnąć, przechodził twardy nowicyat z pogodą na czole i uśmiechem na ustach. Nadzieja dodawała mu sił.
Marzenia Jania spełniły się prędzej niż przypuszczał. Nie po roku, ale po trzech miesiącach zawołał go ojciec do swego kantoru na konferencyę...
Było to już wieczorem, po ukończeniu wypłat, po zapisaniu wydatków do ksiąg, po ogólnem zamknięciu dnia fa-