Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Janio zauważył, że wszystkie trzy siostry Ludwika mają bardzo ujmującą powierzchowność, ale Jadwiga jest wśród nich najpiękniejsza. Ma w oczach, w składzie ust, w uśmiechu wdzięk jakiś szczególny, który słowami określić się nie da. Z całej jej postaci tryska życie i młodość i wesele.
Dziwna dziewczyna; zdaje się, że chyba nie wie, jakie wrażenie robi i jaki urok dokoła roztacza, taka jest naturalna i swobodna. Cienia przesady w niej nie ma, żadnej. Jest to kwiat: bierze barwy od słońca i jaśnieje niemi, nie wiedząc, że nie jednego zachwyca swym wdziękiem.
Janio spogląda na nią nieznacznie i zamyśla się, sam nie wie czemu, ale to trwa krótko, momencik... Z zamyślenia budzi go srebrny śmiech najmłodszej z sióstr, która, prawie dziecko jeszcze, ma też humor rozbawionego dziecka... Śmiech taki bywa zaraźliwy, wtórują mu wszyscy, śmieje się więc Florcia, i Janio, i Jadwinia... Spojrzenia tych dwojga spotykają się, Jadwinia spuszcza powieki i prześliczna rzęsa rzuca cień na jej zarumienioną twarzyczkę...
Młody przyrodnik patrzy i uznaje tę starą prawdę, że najpiękniejszym tworem natury jest dziewczę, a najwspanialszym tej natury darem młodość, i zapytuje w myśli sam siebie: Dlaczego ludziom do starości tak pilno, dlaczego od najwcześniejszych lat usiłują być zimni, wyrachowani, zajęci wyłącznie robieniem marnych groszy?
Wieczór już nadchodzi, czas wracać.
Pan Marcin słyszeć o tem nie chce, nie puszcza. Kto widział, kto słyszał, żeby do szlacheckiego domu, jak po ogień wpadać.