Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siewniki i fornalki z bronami. Janio był przy swoich ludziach; przyszedł na pole pieszo, rozdysponował robotę i pilnował jej wykonania. Na pola piotrowickie przyjechał pan Sylwester konno.
Janio dojrzał ojca zdaleka, ale na powitanie nie śpieszył; wiedział, że p. Sylwester nie lubi czułości, więc też narzucać się nie chciał. Dopiero gdy ujrzał, że ojciec przejechał granicę i skierował konia na terytoryum majdańskie, naprzeciwko niemu podążył.
Pan Sylwester zatrzymał konia. Janio zbliżył się i pocałował ojca w rękę.
— Cóż tu siejesz? — zapytał stary, z konia zsiadając.
— Owies, proszę ojca.
— Powinien być dobry — mruknął. — Grunt tu znakomity, uprawa widzę staranna. Dawno tu jesteś?
— Przyszedłem z ludźmi od rana.
— Przyszedłeś pieszo? Dlaczegóż nie przyjechałeś konno? Czy nie masz na czem?
— Owszem, mam. Wierzchowiec mój w bronie chodzi; oto tamten na prawo.
— Jednak masz odległości dość znaczne. Niektóre pola o kilka wiorst od domu.
— Zapewne — odrzekł Janio.
Pan Sylwester zarzucił koniowi swemu cugle na siodło. Stary, wysłużony człapak, który już może od dziesięciu lat z górą dźwigał swego pana po piotrowickich polach, lasach i folwarkach, przyzwyczajony był do tego, że go nikt nie trzymał i chodził za p. Sylwestrem jak pies. I te-