Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy wyrachowanej, która odrzuciła rękę Jania. Pana Sylwestra bolało to bardzo.
Projektu syna nie akceptował, na małżeństwo jego z panną Jadwigą nie byłby się zgodził, ale odmową ze strony panny dotknięty było przykro. Największy żal miał do Ludwika i jemu główną winę przypisywał. Nie mógł mu przebaczyć przyjaźni dla Jania, zażyłości serdecznej, wspólności myśli i przekonań.
Młody Karpowicz niegrzeczne zachowanie się p. Sylwestra uczuł i bardzo wziął do serca, ale poznać po sobie nie dał, że go ono obeszło. Spotkawszy p. Załuczyńskiego, ograniczał się na sztywnym ukłonie i rozmowy wszelkiej unikał. I od Jania także zdaleka się trzymał, w Majdanie przez całą zimę raz tylko był. Zajechał niby wypadkiem od chorego wracając, w rzeczywistości jednak zboczył znacznie z drogi i blizko dwie mile nałożył. Może mu tęskno było do Jania, a może też spodziewał się, że zastanie pannę Irenę u brata. Nadzieja zawiodła...
Co prawda, i czasu nie miał. Od rana przyjmował u siebie pacyentów, biedaków przeważnie, potem wychodził na miasto do chorych, a po południu w okolicę wyjeżdżał. Praktyka szła mu bardzo, rozgłos sobie coraz większy wyrabiał i uznanie za sumienność i troskliwość o chorych, a pod względem materyalnym zarobki przechodziły jego oczekiwania. Był pewien, że jeżeli dalej pójdzie w takim samym stosunku, to fortunkę ojcowską z czasem podźwignie i los siostr do pewnego stopnia przynajmniej zabezpieczy. Dla siebie osobliwych łask i faworów losu nie pragnął, a jeżeli czasem, niby dwie gwiazdy jasne, błysnęły w jego wy-