Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Chłód, jaki w kancelaryi wieje, panuje i w całym domu, nie dlatego, żeby go opalać czem nie było, bo do Piotrowic należy blizko dwadzieścia włók prześlicznego lasu... Panuje chłód, chociaż małe kaflane hermetyczne piece grzeją, a termometr piętnaście nad zero wskazuje... Chłód nie znika nawet i wtedy, gdy letnią porą przez okno otwarte, słońce ognistem wejrzeniem zagląda. Gdy wchodzisz, oziębia cię wnet, opanowywa, opędzić mu się nie możesz. Wieje z kątów, z błyszczącej jak szkło, albo jak lód posadzki, z paradnych mebli, ustawionych symetrycznie, z powietrznych pocałunków pana domu, z uprzejmego uśmiechu pani. Wszedłeś i radbyś już uciec jak najprędzej; proszą cię żebyś został, mimowolnie dreszcz cię przechodzi; siadasz do stołu zastawionego obficie — i marzniesz.
Radbyś co najprędzej uciec, i jeżeli ci do domu daleko, wpaść na rozgrzewkę do biedulusa jakiego, który na ganek z powitaniem wybiegnie, wyściska cię serdecznie, za stołem niewykwintnym posadzi i zaraz całą duszę przed tobą na oścież jak stodołę otworzy; wyjęczy się, z trosk własnych wyspowiada, o twoje nawzajem wypyta, o deszczu, o wymokłym jęczmieniu się rozgada, wszystkich żydów w pień wyklnie, o politykę zawadzi i puścić cię z domu nie zechce... A gdy się uprzesz koniecznie, gdy zaprzysięgniesz, że czasu nie masz, że się śpieszysz, to cię na próg wyprowadzi, na bryczkę wsiąść pomoże...
Pana Sylwestra szanowano ogólnie, ale nie kochał go nikt, i on też kochania tego nie szukał i nie pożądał, w zażyłości blizkiej z nikim nie pozostawał, żył w swoim światku odosobniony, nie unikając ludzi, ale też i towarzystwa ich nie poszukując.