Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku wypłaca, a ona za te pieniądze listy kupuje. Czy rzeczywiście tak jest, nie wiem; ale nieprawdopodobieństwa w tem nie masz, gdyż właściciel Piotrowic w sprawach pieniężnych odznacza się wielką akuratnością.
Pani kubek w kubek do pana pod względem charakteru i zachowania się podobna. Czy się tak szczęśliwie, jakby w korcu maku szukając, dobrali, czy mąż ją tak urobić potrafił, dość, że myślą oboje jednakowo, i nie masz kwestyi, w którejby się różnili. Mówią z sobę bardzo niewiele, ale rozumieją się wybornie. Widują się zwykle trzy razy dziennie: przy śniadaniu, obiedzie i kolacyi. Po zaspokojeniu głodu, pani z córką znika w swoich apartamentach, pan wynosi się w pole, na folwark, lub do swej kancelaryi.
Ta kancelarya nie ma w sobie nic a nic wiejskiego i gdyby nie lipa, gałązkami do okna zaglądająca, gdyby nie widok na szeroki trawnik rozpościerający się przed dworem, możnaby mniemać, że to kantor fabryki, tak w nim jakoś sztywno i chłodno. Ani kwitnącej roślinki na oknie, ani obrazka na ścianie, nic coby tę stancyę choć trochę ozdabiało i rozweselało. Dębowy stół założony księgami, dębowe szafy, para stołków dębowych, oto całe umeblowanie.
Oficyaliści piotrowiccy nazywają ten pokój „łaźnią“ i nie bez zasady, gdyż dobrze napocić się muszą, gdy przyjdą tam sprawę z czynności swoich zdawać. Pana Sylwestra boją się jak ognia, chociaż nie unosi się gniewem, nie krzyczy. Dobre, czy złe wiadomości przyjmuje z jednakowym spokojem, który go nigdy nie opuszcza, i z tym samym spokojem nakłada kary, wymawia posady winnym.