Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze; wczoraj, kiedy ojciec był łaskaw po mnie posyłać, ja byłem w Zawadkach.
— Wiem o tem.
— I wczoraj oświadczyłem się o rękę panny Jadwigi...
Pan Sylwester niecierpliwie poruszył się na krześle.
— Powinszować — rzekł — szkoda tylko, że nie byłeś łaskaw uprzedzić ojca o tak stanowczym kroku.
— Wiedziałem najprzód, że aprobaty nie otrzymam.
— Pokazuje się, że mnie znasz przynajmniej. Można było jednak, chociaż przez grzeczność, zakomunikować mi tę nowinę, jako „fait accompli“.
— I to byłoby zbyteczne.
— Nawet! Sądziłem... że...
— Proszę ojca, aprobata w tym wypadku wcale niepotrzebna.
— Zapewne. Przynajmniej kodeks tak twierdzi, doszedłeś do pełnoletności i chcesz jej, jak widzę, używać...
— Nie skorzystałem z tego prawa.
— Z powodu?
— Nie zostałem przyjęty.
Pan Sylwester nie mógł ukryć zdziwienia.
— Nie zostałeś przyjęty?!
— Tak ojcze, a właśnie powodem i jedyną przyczyną odmowy jest mój domniemany majątek... Ci ludzie zbyt szlachetni i zbyt dumni są, aby ich ktokolwiek mógł o interesowność posądzać. Panna mi sprzyja, to wiem; rodzice przeciwko mnie osobiście nic nie mają, ale o małżeństwie nie może być mowy. Panna Jadwiga powiedziała mi wprost,