Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Całkiem za nic, za jedno dobre słowo. Niech godna jejmość ma od Mordka pamiątkę, na pierwszą znajomość.
— I... co się kupiec ma szkodować?
— Aj waj! jakie to szkodowanie, to pierwsza znajomość. To się należy. To jest tak jak dług.
— Dług!? za co?
— Właśnie to jest dług... Ja zgrzeszyłem, ja obraziłem trochę pana Rafała, nie poznałem jego osoby — niech jejmość przyjmie tę chusteczkę na przeprosiny.
— Ano to i weź, Józiu, skoro żyd daje.
— Mądre słowo! ja zawsze powiadam, co lepiej z mądrym człowiekiem zgubić, niż z głupim znaleźć. My się poznamy, my będziemy handlować. Jegomość i jejmość przekonają się, co Mordko zawsze się przyda. Tu jest po sąsiedzku u hrabiego pisarz, bardzo młody, bardzo edukowany człowiek — to ja jego wyprowadziłem na ludzi! Państwo go poznają, bo on teraz za leśniczego ma być (także przezemnie) a Latoszyński las z hrabiowskim lasem graniczy. On się już miał na przyszły tydzień przenosić na nową służbę. Pewnie go jegomość w lesie spotka któregoniebądź dnia. On młody jest, aligant! Ny — ale ja gadam, a czas w drogę... bardzo już czas. Może godna jejmość wybierze jeszcze co dla delikatnych dzieciów.
— Nie mamy dzieci.
— I to frasunek jest. Ny, teraz ja się pokłonię i pojadę. Szkoda, co mnie państwo nie chcecie przyjąć na pokomorne.