Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



II.

Niegdyś, niegdyś, starzy ludzie pamiętają to jeszcze, Latoszyn była to wspaniała fortuna.
Siedm folwarków, co każdy sam w sobie mógł się majątkiem nazywać, bory nieprzebyte i nieprzejrzane, gdzie dęby, klony, lipy, modrzew, jesiony, świerki — a sosen moc niepoliczona; pola w dobrym gruncie, łąk ponad stawem, że trawa chłopu tęgiemu w pas, a młyny, tartaki, gorzelnie, a karczmy przy gościńcach!
Później jakoś to podupadło, długów narosło; sprzedali dziedzice folwark jeden, drugi, trzeci, piąty — aleć jeszcze resztkami tego bogactwa mógłby się był niejeden biedak nasycić.
Kiedy ostatni z tego rodu dziedzic nie mógł się na fortunie utrzymać i Latoszyn na rozćwiertowanie pomiędzy szlachtę drobną puścił — jeszcze to była fortunka wcale porządna.
Zacharyasz sam powiadał, że „był to obraz, ale oblazł“, lecz szlachcie po piękności nic, bo piękność chleba nie daje. Chałupa tak od deszczu zasłoni jak i pałac — może nawet lepiej niż pałac.