Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozostawiając gospodarkę jedynemu synowi Ignacemu.
Syn po ojcu wziął fortunę i przezwisko — i teraz oto do współki z Zacharyaszem na Latoszyn się puszczał.
Obyty już on był trochę w świecie, gdyż z ojcem po różnych kominkach się włóczył, przyczem gładkości pewnej nabrał i obycia, a jak mu się trafiło między obcymi ludźmi znaleźć, języka w gębie nie zapominał, owszem dobrze wiedział, jak każdego uhonorować i komu jakie słowo powiedzieć należy.
Taki człowiek do wspólki był nawet pożądany, bo sam Zacharyasz, chociaż w głowie tęgi i prawo znający, ale wymowy wielkiej nie miał; Milczek tyle znaczył co i nic, Atanazy, rozmodlony zawsze, o Bożym świecie nie wiedział, a Hulajduszę głównie dla jego pieniędzy do współki przyjęto.
Była wprawdzie Milczkowa, mądra i wymowna kobieta, do każdego obrotu zdatna — ale sama polityka nie pozwalała na to, żeby pięciu szlachty, i to nielada jakiej szlachty, dobrego gębacza między sobą nie znalazło i potrzebowało babą się zastawiać.
Dobrze to sobie w głowie rozważył Zacharyasz i Ignacego sam do współki zaprosił, pamiętny na przysłowie, że kot łowny, a chłop mowny zawsze sobie da radę na świecie.
Co prawda, to i z powierzchowności Ignacy najlepiej wyglądał.
Chłop w sile wieku był, zdrów jak koń, krzepki, wysoki, wąs miał zawiesisty, suty — a jak się bywało