Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeknie, potrzeby swojej, żądania, ani myśli nie objawi; a przecież także i nie bydlę... człowieczą postać ma — a wiadomo, że człowiek na obraz i podobieństwo Boże stworzony.
Małe dzieci bały się Magdy, jak ognia, a nawet nieme stworzenia, nie mówiąc już o bydle, ale nawet psi, słuch względem niej znali. Insze, złe takie, że przejść nikomu nie dadzą, a na Magdę żaden ani zawarczy, ani szczeknie.
Ustępują przed nią, niby przed duchem. Jeden ogon zwiesi, ucieka i skomli — a drugi na łapy się wspina, łasi się, jakby jej opowiadać co chciał.
I bydło tak samo.
Trafi się krowa bodąca, że jej albo rogi spiłować, albo deszczułkę nabić na nie potrzeba, przed pastuchem posłuchu żadnego nie zna, bata się nie zlęknie, ani kija — a za czarną Magdą pójdzie, jak owieczka i pogłaskać się da i zaprowadzić wszędzie.
To też ludzie bali się Magdy bardzo, a bali może i dla tego, że ona sama nikogo, ani niczego nie lękała się nigdy.
Wszystko dla niej jedno, czy dzień, czy noc, czy pole, czy cmentarz, włóczyła się wszędzie i przygody żadnej nie miała; ani jej wilk drogi nie przestąpił, ani ją złe kiedy nastraszyło, szła sobie wszędzie śmiało, wprost przed siebie, jakby całe Lipowice jej były.
Jadła mało co: chleba kawałek, trochę wody ze zdroju, rzadko kiedy ciepłego pożywienia łyżka — oto całe jej jedzenie, choć i to Rafałowej zawiele się zdało i to wymawiała, krzycząc na całą wieś, że darmozja-