Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robka, ani dziewki utrzymać nie mogli, bo każdy od nich, dla wielkiego głodu, za dziesiątą granicę uciekał. Chyba biedactwo jakie albo niedołęga, co już nigdzie przytułku znaleźć nie mógł, u Rafałów się jakiś czas przetrzymał, i to przez zimę tylko, bo na lato wolał bydło paść, albo jagody po lesie zbierać, aniżeli w takiej służbie mrzeć głód i ciągłych nauk o obżarstwie słuchać.
Dzieci nie mieli — był wprawdzie po pierwszej żonie chłopaczek chuderlawy, bladziutki, dziwnie do nieboszczki podobny, bo i oczy miał modre, posmutniałe, i włosy jak świeżego lnu motek, i taki był pokorny i cichy, jak nieboszczka; ale zaprzepaścił się gdzieś, jak kamień w wodę, że ani słychu o nim, ani wieści. Czy się utopił w stawie, czy go wilki w lesie zjadły, czy zły człowiek zabrał — niewiadomo, dość, że przepadł.
Miał już wtedy coś koło ośmiu lat, akuratnie przed świętym Janem to było, gęsi pasł — i tak się jakoś zamyślił, zadumał, że nie dostrzegł, jak gąsior, najgorszy szkodnik i pierwszy do wszystkiego szelmostwa przywódca, wszedł w owies sąsiedzki.
Na nieszczęście, sąsiada złe przyniosło, i jak rzucił kamieniem z wielkiej złości, tak gąsiora od jednego razu uśmiercił.
Biedny Wojtuś, zobaczywszy, że się takie nieszczęście stało, uciekać zaczął wprost przed siebie, gdzie go oczy poniosły; uciekał, uciekał, co tchu w piersiach starczyło i już od tej pory nikt go w Lipowicach nie widział.