Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A teraz dużo pani ma lokatorów?
— Tylko pana Faustyna i dwóch aptekarzy; jeden egzamin zdaje i chodzi do kogoś się uczyć, więc czasem i po trzy dni w domu nie bywa, a drugi znów szuka kondycyi i w dzień i w nocy... szuka, jak może... Chciałby do jakiej wdowy na prowincyi, bo aptekarz skończony... ale przecież, jak panu łaskawemu wiadomo, wdowy na obstalunek nie znajdzie... trzeba czekać okazyi, aż się trafi. To znów go namawiają, żeby się żenił z córką materyalisty, wie pan dobrodziej, takiego, co skład apteczny ma; jakoś mu się panna niebardzo podoba, bo ma na nosie gulkę. Ja mówię: cóż to szkodzi? chociaż z gulką, może być najzacniejsza kobieta... a on się uparł; powiada: nie, jak już mam, powiada, spaść, to niech spadnę z dobrego konia, albo wdowa na prowincyi, albo jak nie: to założę fabrykę kapsułek! Ha, mówię, niech pan założy, kapsułki też ludziom potrzebne... Tymczasem, tak to wszystko wisi, dopóki się nie wyklaruje... Jabym mu życzyła brać tę z gulką, ale on nie chce słuchać. Ciekawam coby mu gulka przeszkadzała? Inny nie będzie grymasił; weźmie i będzie miał i żonę i skład. A to dobry interes, bardzo dobry... ja się na tem znam...
— Pani?
— Ma się rozumieć... Widzi pan dobrodziej tę szafkę żółtą?
— Widzę.
— No, to w niej też jest skład...
— Jaki?
— Materyałów, panie szanowny, materyałów.