Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lichy jest żołnierz jeżeli nie ma nadziei zostania marszałkiem, a w dzisiejszych marnych, bezbarwnych czasach, gdy ludzie tylko za groszem gonią, gdy jedynie rublami wojują, posiadanie miliona znaczy to samo co niegdyś marszałkowska buława. Zawsze to jest wybicie się po nad szary, zgłodniały tłum, nasycenie próżności, ambicyi, żądzy wywyższenia się. Ha! jakie czasy, taka i ambicya, mój kochany.
Rzekłszy to mecenas zamyślił się.
Wstał, poszedł do szafki, wydobył z niej cygaro, obejrzał starannie i napowrót schował, potem obejrzał drugie, trzecie i piąte, aż wreszcie znalazłszy takie, które mu się dobrem wydało, obciął je, zapalił i usiadł w fotelu.
Czesław milczał, stary prawnik gonił wzrokiem niebieskawy dymek unoszący się w powietrzu, a ciszę przerywał tylko miarowy chód pięknego bronzowego zegaru.
— Marna ambicya! mizerne ideały — mówił półgłosem, jakby sam do siebie mecenas — mizerne... ale ideały... duch czasu. Wszak prawda, mój młody przyjacielu?
— Istotnie marne — odparł Czesław — jeżeli ktoś, tak jak pan mecenas naprzykład, środek za cel uważa.
— Co, co ty kochanie powiadasz?
— Powiadam, że niesłusznie potępia pan czasy i pokolenie dzisiejsze; my także mamy swoje ideały, ale warunki życia są inne, wymagania inne i okoliczności inaczej się składają teraz aniżeli dawniej. Płynie