Józef wziął herbatę, ukłonił się nizko swej pani i wyszedłszy, zasiadł na schodach i pił gorący napój, dziwiąc się przytem, co ludzie w nim widzą dobrego? Ta kwestya bardzo często zajmowała jego umysł i nieraz debatował nad nią ze stróżem sąsiedniego domu. Obadwaj zgadzali się na to, że oprócz słodyczy, zresztą wszystko w herbacie jest oszukaństwo, wymyślone na otumanienie dobrych ludzi. Ani to wódka, ani barszcz, ani tem się rozgrzać, ani najeść... parzy tylko w zęby i nic więcej. Pomimo tego pił, bo skoro dają pić należy, a ponieważ cały świat tego napoju używa, to widać musi coś w nim być.
Pani Klejnowa przeszła do sypialni, pobyła tam z kwandrans i ukazała się już w kapeluszu, w rękawiczkach, gotowa do wyjścia. Widząc ją w czarnej sukni, zgrabnem okryciu, z twarzą przysłoniętą woalką, trzeba było przyznać, że Faramuziński miał słuszność.
Drobniutkie zmarszki niknęły pod lekką zasłoną, z pod kapelusza zaś wychylały się włosy bujne i czarne, z pod woalki błyszczały duże oczy, pełne życia. Wzrost miała wysoki i tuszę średnią, figurę zgrabną i na pierwszy rzut oka uchodzić mogła za kobietę trzydziestoletnią najwyżej. Ruchy jej były szybkie, energiczne, ale niepozbawione wdzięku, ręka w obcisłej czarnej rękawiczce wydawała się malutka i zgrabna.
— Andziu — rzekła do córki — ja wychodzę. Posprzątaj tu sama, bo ja ci pomódz dziś nie mogę.
— Prędko mama powróci?
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/47
Wygląd
Ta strona została skorygowana.