Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sama pofatygowała się do cyrkułu, toby się pani gospodyni dowiedziała też według frontu, co go przykazują malować, jako że obdrapany jest i miejscami z niego trynk het pooblatywał.
— Co oni chcą? śliczny front!
— Ja sam tak powiadam, proszę pani gospodyni. Po ludziach gorsze fronty niż nasz i dla tego nie malują, jeno że pani gospodyni wdowa, to się zaraz kużdy chce niewiadomo do czego przyczepić...
— Et, co tam Józef plecie!
— Może i plecie... Ja się na polityce nie znam, jeno to jeszcze pani gospodyni melduję, że jako sklepikarka piszczy, że jej za drogo, i że na takie wyżyłowane komorne całym swoim handlem nie obstanie... choć mnie się widzi, że łże, bo wiem, że co tydzień po trzy, a już najbiedniej po dwa ruble do oszczędności nosi.
— Niech ją licho weźmie. Jeżeli jej się tu niepodoba, to może się od pierwszego wynosić.
— Ja też tak samo powiadam, ale ona się nie wyniesie... Gada, aby gadać, zwyczajnie oto, jak baba...
— Niech-no Józef za dużo nie mówi... Macie herbatę, wypijcie. Ja sama zobaczę piece i kuchnie. Pójdzie też Józef do p. Faramuzińskiego i poprosi, żeby koniecznie wieczorem dziś przyszedł, ale niech Józef powie, że koniecznie.
— A jużci, powiem, że pani gospodyni nakazała, żeby p. Faramuziński duchem leciał, bo pilno trza.
— Powiedźcie, że ja proszę... wyraźnie wam mówię...