Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ścią... dobra kobieta jest... i nieraz choć p. Faramuziński namawia, żeby komorne podwyższała, ona nie chce i jeszcze go wykrzyczy.
— Patrzcie go! jaki mądry... niedość, że ze swoich lokatorów ciągnie, jeszczeby z cudzych skórę zdejmował! Dziadzisko! I po co taka gadzina tu łazi prawie codzień?...
Józef uśmiechnął się złośliwie.
— A po co do pani łazi tokarz z Piwnej ulicy?
— Tylko proszę, mój Józefie, może sobie co złego myślicie. Tokarz jest porządny majster i stateczny człowiek, dzieci ma odchowane i wyposażone, a że jako wdowiec szuka sobie uczciwej żony, to mu wolno, bo wdowiec, i jakbym ja się namyśliła i wyszła za niego, to mi także wolno jako wdowie. Nie zabroni mi nikt. Zresztą tokarz chodzi niedawno, i albo się ożeni, jeśli go zechcę, albo jeśli nie zechcę, nie będzie wcale przychodził; a ten oto Faramuziński łazi już kilkanaście lat, jak ból po kościach... i niechby sobie chodził, ale po co gospodynię buntuje? po co na nas biedaków nastaje? cośmy mu winni? Niech-no ja go kiedy spotkam, to mu tak powiem, że długo będzie pamiętał. Chciwiec ten, zdzierca!...
Do sklepiku weszło kilka sług, i pani konduktorka, zajęta wrażeniem i mierzeniem, wstrzymała na chwilę potok wymowy... Stróż wymknął się na ulicę i machnął miotłą zawzięcie.
Na pierwszem piętrze otworzył się lufcik, i w nim ukazała się główka młodej dziewczyny z rozpuszczonemi czarnemi włosami...