Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zakład, stroją się więc i bawią niekiedy, i nie słychać, żeby narzekały na losy. Niekiedy mają tyle roboty, że i mama, porzuciwszy gospodarskie zajęcia, do maszyny zasiada. W takich wypadkach obiad bywa odkładany do dnia następnego, a natomiast mama robi wyborną kawę, bo w tem samem podwórzu znajduje się kawarnia, a że jej właścicielka bierze zwykle stroje z magazynu panien Maciupskich, więc ex re tego stosunku dolewa dla nich do mleka trochę mniej wody, niż dla publiczności zwykłej, a za to ma pewne ustępstwa na konfekcyach.
Ręka rękę myje, to jest zasada.
Bywa niekiedy tak wiele roboty, że trzeba przybrać pomoc. W takim wypadku panna Zofia, kręcąc noskiem, zasiada przy stoliku i na ćwiartce papieru sztychuje: „Potrzebna jest panna natychmiast uzdolniona.“ Tę kartkę wystawia się w oknie, a w kwadrans później zgłasza się nie jedna, ale siedm panien, i szczęśliwa, na którą padł wybór, zabiera się do pracy.
Nie można powiedzieć, żeby w Warszawie było o uzdolnione panny bardzo trudno... Nie zawsze jest taki znaczny ruch, ale zdarza się, w karnawale, albo w lecie, przed Zielonemi świątkami. W święto pracownia bywa zamknięta i panie używają przyjemności życia, stosownie do sezonu; chodzą do teatru, lub przyjmują gości u siebie.
Jest wieczór zimowy, mroźny, niebo wyiskrzone, na ulicach rozlega się brzęk dzwonków od sanek, po