Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brał za złamany upór i zwycięztwo — było łagodnem ustępowaniem kaprysowi chorego bez nadziei człowieka; — ale wylewała szczere łzy po stracie przyjaciela, opiekuna i doradcy.
Dopóki mieszkała w Warszawie, odwiedzała jego grób i stroiła go w kwiaty — a opuszczając rodzinne miasto, zostawiła fundusz na to, żeby o ostatniem schronieniu zacnego Faramuzińskiego miano pieczę.
Nr. 000 zmienił właściciela. Ku wielkiemu zdumieniu wszystkich lokatorów i sąsiadów, nabył go szewc, ten z dołu, który od niepamiętnych lat sklep i ponurą izbę w officynie zajmował. Zastanawiali się ludzie, jakim cudem można się takich dużych pieniędzy na butach dorobić i tak się zręcznie z kapitałem ukrywać? Pokazało się, że można.
Szewc ubrał się odświętnie, z panią Klejnową porozmawiał, pieniądze swoje przyniósł, a że mu jeszcze trochę brakowało, więc od drugiego szewca dopożyczył. Poszedł z panią Klejnową do rejenta, zrobili akt, i dziś jest sobie obywatelem warszawskim, jak Bóg przykazał, w tej samej izbie siedzi, buty kuje i komorne od lokatorów ściąga.
Dla sklepiczarki była to wielka dyffamacya, że szewcowa ni ztąd ni zowąd na obywatelkę wyszła. Otyła jejmość dostała z tego powodu żółtaczki, ale jedna przekupka ze Starego Miasta, znawczyni na takie rzeczy, skompromitowała cierpiącą, w obec całego targu, bardzo brzydkiem i krzywdzącem słowem, a ta się uniosła, zaperzyła, wybuchnęła straszliwym gniewem, i słabość jak ręką odjął.