Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ładna i wykształcona, o majątku zaś nie ma co mówić. Doskonała partya. Czy też ta córka go kocha? Andzia zastanawia się nad tem pytaniem, i przychodzi do wniosku, że to jest bardzo prawdopodobne. Tego człowieka pokochać można... Szczególna rzecz, Andzia o tem myśli z przykrością. Dla czego? nie wie, nie zdaje sobie sprawy, ale ją to boli. Właściwie nie zależy jej nic na tem, czy się pan Franciszek ożeni, lub nie; ale owa córka fabrykanta wydaje jej się osobą antypatyczną... Bezwątpienia musi to być bardzo pospolita Niemeczka, która nie potrafi uszczęśliwić człowieka...
— O czem Andziu myślisz? zapytała matka.
Dziewczyna zarumieniła się.
— O niczem... czytam książkę.
— Opowiedz mi więc coś przeczytała.
— Nie potrafię, mamo, takie jakieś niezrozumiałe i dziwne.
— Nieszczera jesteś i nie chcesz matce prawdy powiedzieć.
— Ależ...
— Nie zaprzeczaj, patrzałam ja na ciebie uważnie... Książkę trzymałaś w ręku, a oczy twe zwrócone były na drzwi. Widziałam doskonale.
— Czyż nie można zamyślić się?
— Można, moje dziecko, ale matce odpowiadać należy szczerze. Nie masz nikogo na świecie, ktoby ci był życzliwszym niż ja.
Andzia przybiegła do matki i okryła pocałunkami jej ręce.