Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wek po prowincyi, układali repertuar, tak, jakby już mieli trupę zorganizowaną i każdej chwili do wyjazdu gotową.
Rozstali się dopiero koło drugiej po północy.
Nazajutrz Faramuziński obudził się późno. Wstawszy z łóżka, nie zasiadł jak zwykle przed lustrem, aby nad powierzchownością swoją pracować, lecz w szlafroku i w czapce paciorkami wyszywanej, chodził po pokoju z fajką na długim cybuchu, puszczał gęste kłęby dymu i miał minę człowieka używającego spoczynku po dokonaniu jakiegoś nadzwyczajnego dzieła...
Przyrządził sobie kawę na maszynce, a następnie zajął się przejrzeniem książek meldunkowych, powypisywał kwity na komorne, odbył z Mateuszem konferencye co du kupna nowych mioteł, zreparowania blaszanej polewaczki, oraz co do innych ważnych kwestyj jak przystoi gospodarzowi, dbałemu o porządek w swojej realności.
Obiad kazał sobie przynieść do domu, po obiedzie drzemał, następnie czytał „Kuryera“, zdmuchiwał pył z figurek percelanowych, których było mnóstwo na konsolce i dopiero wieczorem z domu wyszedł.
Nie udał się, jak zwykle, do teatrzyku, lecz dawnym obyczajem, ulicą Zakroczymską i placem, poszedł na most pod cytadelę, popatrzył na ruchliwe fale Wisły, na łódki, na cierpliwych rybaków, podnoszących co parę minut próżne podrywki; na długą linię domów ciągnących się nad rzeką, popatrzył, pomedytował, potem przeszedł się wzdłuż plantu kolei i przed godziną dziewiątą był już z powrotem w domu.