Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oszalała baba na starość! — zawołała gospodyni.
— Eh, proszę łaski pani — właśnie, że dobrze robi, cóż ma tak więdnąć sama jedna we sklepiku.
— Za kogóż ona wychodzi? — spytała Andzia.
— Nalazła sobie wdowca tokarza, aż na Piwnej ulicy...
— Tokarza?
— A tak, i właśnie chce, żeby się przy sklepie pozostała, a on żeby niby w stancyi za sklepem miał warsztat — i według tego, doprasza się łaski pani gospodyni, żeby w stancyi wybić w murze okno do sieni...
— Na co?
— A według tego, że jej mężowi w ciemnej stancyi nijako będzie tokarstwem się trudnić...
Pani Klejnowa, nieprzyjaciółka wszelkich reparacyj i zmian w domu, stanowczo odmówiła.
— Jeszcze czego? — rzekła, — że jej się podoba za mąż na starość wychodzić, to ja mam z tego powodu dom rujnować, mury łamać, okna nowe wprawiać, koszta ponosić. Może jeszcze gazowe oświetlenie w sklepiku zaprowadzić!... Niech-że jej Józef powie, żeby sobie wyperswadowała, bo ja słyszeć nawet o reparacyi i psuciu ścian nie chcę, — od niepamiętnych lat dom stoi i okna w sieni nie było, zkądże teraz? do czego to podobne!...
— Jak pani każe powiedzieć, to się powie — ale że to baba zawzięta, więc gotowa wziąć na ambit i wyprowadzić się.
— To niech się wyprowadza...