Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko wrócą i lada dzień ukażą się kolory na zmęczonej cierpieniem twarzyczce.
Pan Karol był uszczęśliwiony; wszystko łatwiej znieść, gdy zdrowie służy, gdy przeklęte choróbsko opuści nareszcie progi domu.
Na widok żony, powracającej do zdrowia, Karol zapomniał o całym świecie, o kłopotach, o Luftermanie nawet.
Przyszedł rano, gdy pan Karol do biura się wybierał.
— A, łaskawy pan Lufterman.
— No, ja jestem, dzień dobry panu.
— Przedewszystkiem bardzo panu dziękuję, że pan uwzględnił moje krytyczne położenie.
— Co ja takiego uwzględniłem?
— Żona moja chorowała kilka tygodni, rozumiesz pan, to pociąga za sobą wydatki, nie byłbym w stanie zapłacić panu raty, a pan był tak delikatny, że wcale nie przyszedł, by się upomnieć o nią.
— Rzeczywiście, ja mam bardzo delikatną naturę, ale nie wiedziałem, że pańska żona była chora. Mnie to jest bardzo przykro, trzy razy przykro: raz, że żona pańska była chora, drugi raz, że pan nie jest przygotowany na ratę, a trzeci raz,