Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Śliczne mi dobre chęci... to nie chęci, Petronelko, nie żadne chęci — ale ruble, proszę cię, ciężko zapracowane ruble!
— Tym gorzej...
— A, dość już tych wymówek, dalibóg nie wytrzymam dłużej! Jedź sobie do Warszawy i pooddawaj to wszystko, pozamieniaj, rób co chcesz, tylko niech ja mam spokój...
— Przy twoim burzliwym i prędkim charakterze...
— Ależ ja jestem łagodny jak baranek.
— Proszę pana — zawołała służąca, wbiegając do pokoju — proszę pana, ze dwadzieścioro bydła chodzi po łące...
Pan Ignacy zerwał się, jakby iskrą elektryczną poruszony, pobiegł do stajni, dosiadł konia, jaki mu się pod rękę nawinął i cwałem popędził ku łąkom. Słychać było wielki krzyk, hałas, a w pół godziny później fornale z wielkim tryumfem prowadzili zajęte w szkodzie bydło na folwark.
Pan Ignacy czerwony, zadyszany, zasapany powrócił do domu. Nie mówiąc ani słowa do żony, otworzył kredens,