Strona:Klemens Junosza-Obrazki z natury.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojtek smagnął batem nad końmi — i wielki, wyładowany różnemi sprawunkami wóz, majestatycznie zatoczył się przed ganek.
W taki sam sposób bohaterowie starożytni powracali z odległych wypraw pod opiekuńcze skrzydła bogów domowych na łono kochającej rodziny, ażeby po niewywczasach i trudach walk, po doznanych wrażeniach i niewygodach — kosztować słodkiego a zasłużonego spoczynku...
Pan Ignacy, ile że był człowiekiem dość korpulentnym, nie bez trudu pewnego wydobył się z pomiędzy wysokich drabin wozu i odrazu wpadł w objęcia żony i dzieci.
— Mężu, Ignasiu! tatunieczku! tatuniu! — wołała pani Ignacowa i dziatwa.
Pierwsza zawisnęła na grubej, ogorzałej szyi hreczkosieja, drugie czepiały się jego rąk.
— Magda, Kaśka, Maryna! — krzyknęła pani domu na swoje służebne — poznoście ostrożnie wszystkie tłomoczki do kancelarji pana, tylko pomalutku, żeby czego i nie uszkodzić.