Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uznaję i wyznaję, pani dobrodziejko, ale córkę odebrać muszę, ponieważ rodzona jej matka potrzebuje także dozoru i opieki...
— Mama chora?! mamie gorzej? — zawołała przerażona dziewczyna.
— Tak Maniu, trzeba abyś była przy matce, a mam nadzieję że pani dobrodziejka powód jaki podaję uwzględni, choćby w myśl tych zasad o jakich pani wspomniała przed chwilą.
Chora dama niecierpliwie poruszyła się na krześle.
— Trudno — odrzekła, takie dziś czasy, że przymuszać nikogo nie można, jeżeli więc stanowczo żąda pan, żeby córka wróciła do domu, to niechże wraca.
— Dziękuję pani dobrodziejce — rzekł Kwiatkowski z ukłonem, a zwracając się do córki dodał:
— Wybieraj się Maniu, pójdziemy...
— O, za pozwoleniem... zostanie pani przynajmniej do wieczora. Dajcież mi państwo czas, abym posłała do kantoru... może mi tam znajdą osobę nie mającą chorej matki... i traktującą poważniej swoje zobowiązania.
— Dobrze pani, wieczorem przyjdę po córkę... Moje uszanowanie.
— Żegnam.
Mania odprowadziła ojca do przedpokoju, aby wypytać go o stan matki.
— Nie martw się, — szepnął, — matka nie jest chora, tylko trzeba mi pozoru, żeby cię ztąd odebrać.