Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czem moja mamo, czem?
To mówiąc Wanda rzuciła się na szyję matce i całować ją zaczęła.
— Najdroższa moja — mówiła — przedemną sekretów mieć nie powinnaś, wiesz dobrze, jak Manię kocham, że ona mi jest jak siostra, gdyby o mnie samą chodziło, nie byłabym tak niespokojna, jak jestem.
— Moja Wandziu — odrzekła pani Zofia — wierz mi, że ja również jak ty, jestem dla Mani życzliwa i chciałabym jej dopomódz. Przez czas, kiedy się u nas uczy, uzdolniła się tyle, że może być już dla nas pożyteczną, postanowiłam więc dać jej stałą pensyę, a jedną z przychodnich panien oddalić. Naturalnie pensya będzie niewielka, nawet bardzo mała, ale kto wie, czy nie pozwoli państwu Kwiatkowskim przetrzymać złych czasów... Może... no, nie dziękujcie mi... ja nie wiem, to jest tylko projekt, na który Mani rodzice mogą się zgodzić lub nie... Ja idę w tej chwili, wytłomaczę, przedstawię, a co będzie postanowione, nie przesądzam.
— Jaka pani dobra — rzekła Mania.
— E, nie taka znowu, jak ci się zdaje, kocham cię bardzo, to prawda, ale pragnąc cię zatrzymać przy nas, działam w interesie własnym. Gdzie znajdę taką poczciwą, dobrą i pracowitą panienkę, jak ty, moja Maniu? Wszystkie te panny, które mamy z ogłoszeń, sympatyi we mnie nie budzą, alboż mogę wiedzieć co za jedne? co warte?... Przychodzą do roboty, zrobią co do nich należy i idą a ja ich nie pytam: dokąd. Żadna