Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   109   —

szonych fundamentach. Czasem przeszkadzał rozwojowi sąd, zawsze chętny do dawania ucha złośliwym podszeptom. Zwykle w takich przypadkach niewinność wychodziła z tryumfem, ale raz stało się takie brzydkie zdarzenie, że Mateusz dostał się na pół roku do kozy, ani jednego dnia nie darowali mu, musiał odsiedzieć całą porcyę co do godziny.
Przez ten czas zwierzyna w okolicznych lasach rozmnożyła się bardzo, a Abram nie miał czem handlować, przymierał z głodu, stracił humor i opinię sławnego i punktualnego dostawcy, a grubszy liwerant skórek napisał do Abrama dość przykry list, w którym wcale niedwuznacznie dał do zrozumienia, że potrzebuje ajentów czynnych, ruchliwych, energicznych, nie zaś niedołęgów, umiejących tylko fajki palić pod piecem i rozmyślać niewiadomo o czem.
Było to Abramowi bardzo przykro i utwierdziło go w przekonaniu, że świat jest co się zowie paskudny, a ludzie źli, że nie pamiętają o zasługach już położonych a liczniejszych, dziesięć razy liczniejszych. Jest w tem akurat tyle sprawiedliwości, ile puchowatej sierci w wyleniałej i na szczęt zjedzonej przez mole skórce.
Abram, do najwyższego stopnia oburzony odpisał liwerantowi, że stagnacya w intere-