Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu długo szeptał, przekładał, ale żyd obojętnie słuchał; w końcu wzruszył ramionami i rzekł:
— To dla mnie żaden interes. Pan ma tylko dwa sposoby: albo zapłacić wszystkie pretensye, albo dać sprzedać ruchomości.
— Więc niech sprzedają!
— Właśnie my po to przyjechali...
Spostrzegłszy Małkę, młody człowiek wydał okrzyk zdziwienia.
— I pani tutaj? pani?
— Dlaczego ja nie mam być tutaj? Panu należy się odemnie dawno wizyta.
— A doprawdy, miałem panią za coś lepszego, niż ta hałastra!
— Pan się myli, to nie jest żadna hałastra, to wszystko porządni ludzie i obywatele. Naprawdę, pan sobie zadużo pozwala... Że ktoś przyjeżdża odebrać swoją należność, to ma być hałastra?
— Widzę, że pani jesteś taka sama!
— Proszę mi nie ubliżać! Pan dobrze wiesz, kto ja jestem!
— Szelma pani jesteś i dość na tem!
Piękna Małka narobiła takiego wrzasku, że ją ledwie uspokojono, zaś pani Rypsowa zrobiła delikatną uwagę, że nawet taki goj, taki kapcan, którego licytują, może wymówić jednak mądre i pełne prawdy słowo.
Zaczęła się sprzedaż.