Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozłożystą brodą, spadającą na piersi, zdawał się być prezesem całego zgromadzenia.
Ten mówił najmniej — tylko słuchał, a tu coraz ktoś przybiegł i nową wiadomość do poprzednich dorzucił, wywołując okrzyk zdumienia lub zgrozy.
— Wiecie? słyszeliście? Ten łajdak kupił w Zimnej woli sto korcy pszenicy!
— Tak, kupił. Wszyscy możemy przyświadczyć, że to prawda.
— Niech on oślepnie!
— Niech on ręce połamie!
— Niech idzie w ziemię!
— Ładne czasy!
— Nie dość, że kupił pszenicę w Zimnej Woli, on targował także żyto w Brzozówce! Taki gałgan!
— No, no — odezwał się Mojsie Fisch — dużo ja już rzeczy widziałem, ale tego jeszcze nie widziałem.
— Wy, Mojsie, w porównaniu ze mną, jesteście dzieciak — odezwał się jakiś kaszlący staruszek — ja mam dużo więcej lat od was, ale także jeszcze takiej rzeczy nie widziałem.
— Świat się psuje...
— Jak to nasze Czarnebłoto stoi, od samego początku, jak ono jest, jeszcze taki wypadek się nie zdarzył!
— Niech przepadną wrogowie Syonu!
— Niech ich wiatr zdmuchnie z oblicza ziemi!